wtorek, 30 października 2012

Indyjska Polityka


W niedzielę (28 października) indyjski rząd przeszedł długo oczekiwaną i całkiem poważną rekonstrukcję. Zmiany dotyczyły łącznie 22 stanowisk w gabinecie, łącznie z siedmioma ministrami, w tym tak ważnymi jak spraw zagranicznych czy rozwoju zasobów ludzkich. (zobacz więcej np.: http://www.thehindu.com/todays-paper/khurshid-raju-head-pack-in-major-reshuffle/article4042213.ece ). Dodanie kilku młodych i ambitnych polityków z pokolenia Rahula Gandhiego (syna szefowej Indyjskiego Kongresu Narodowego – Sonii Gandhi i prawdopodobnie przyszłego premiera) miało poprawić i odmłodzić wizerunek rządu powszechnie uważanego za „niekompetentny, stetryczały i skorumpowany”. To pewnie ostatnia przed planowanymi za 1,5 roku wyborami próba premiera Manmohana Singha na przyspieszenie reform i odzyskanie społecznego zaufania. Nie będzie to jednak zadanie łatwe.

Jeśli komuś polska demokracja i krajowi politycy wydają się nieprofesjonalni, skorumpowani lub nieuczciwi, obserwowanie życia politycznego w Indiach może tchnąć nieco więcej wiary w Polskę. Indie, to największa demokracja świata, ale też posiadająca największe problemy. Nie spotkałem jeszcze tutaj nikogo, kto miałby dobre zdanie o indyjskich politykach. Raczej nikt nie ma złudzeń, że mandat do parlamentu potrzebny jest im do czegokolwiek innego niż do szybkiego wzbogacenia się i realizacji własnych partykularnych interesów. Skandale korupcyjne dotykające rząd, ale też polityków opozycji sprawiają wrażenie, ze nikt w indyjskiej polityce nie jest czysty. W 2008 r. na 535 parlamentarzystów prawie ¼ miała wytyczone procesy  za korupcje, malwersacje finansowe i zwykłe przestępstwa. Przy okazji ważnego dla rządu głosowania wotum zaufania latem 2008 r. kiedy liczył się każdy głos, kilku parlamentarzystów zostało dowiezionych do parlamentu prosto z więzienia. W ostatnich latach kilku ministrów musiało pożegnać się ze stanowiskami po naświetleniu ogromnych afer korupcyjnych. 

Mój wykładowca na uniwersytecie narzeka na brak prawdziwego przywództwa politycznego a kiedy wymienia nazwiska aktualnych liderów poszczególnych partii wywołuje tylko śmiech studentów. Kiedy próbuje zwrócić uwagę na duże zainteresowanie polityką i wysoką frekwencje w indyjskich wyborach, z reguły wyższą niż w nowych demokracjach w Europie Centralnej, rozwiewa mój optymizm twierdząc, że mniej niż połowa tych wyborców głosuje świadomie. W kraju gdzie 40% populacji nie potrafi pisać i czytać i kilkaset milionów ludzi żyje w ubóstwie kupowanie głosów nie jest aż tak drogie ani trudne. W indyjskiej polityce liczą się koneksje, pieniądze i oddanie liderowi. Indie przećwiczyły już system jednopartyjny (długa dominacja Kongresu Narodowego), dwupartyjny (rządy Kongresu lub prawicowej BJP) i wielopartyjny (z szerokimi koalicjami u władzy), ale żaden nie spełnił oczekiwań wyborców. 

Jeśli komuś ekscesy Samoobrony w polskim parlamencie wydawały się nie na miejscu i szkodzące demokracji powinien obejrzeć prace indyjskiego parlamentu. Niedawna letnia sesja praktycznie się nie odbyła bo opozycja skutecznie blokowała obrady wdając się w zażarte kłótnie i prowadząc obstrukcje prac, domagając się wyjaśnienia ostatniego skandalu z alokacją kopalń węgla prywatnym firmom. Jeden z liderów ruchu społecznego przeciwko korupcji, który powoli przekształca się w polityka Arwind Kejriwal niemal codziennie naświetla niejasne interesy polityków z wszystkich opcji politycznych. Najgorsze jest przeświadczenie, że nie ma żadnej alternatywy i cała klasa polityczna jest do niczego. 

Czy Kejriwal zdąży zbudować struktury swojej partii i przekonać wyborców, że jego drużyna jest inna, pozostaje pod dużym znakiem zapytania. Czy rosnąca frustracja społeczna całą klasą polityczną zrobi miejsce na nową siłę w indyjskiej polityce? Czy może ostatnie zmiany w rządzie i coraz bardziej krytyczna opinia publiczna wymuszą nowe standardy i odnowią etos obecnych polityków? Jakby nie było następne wybory w Indiach będą na pewno bardzo ciekawe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz