niedziela, 17 marca 2013

Kumbha Mela






















Po wielu próbach, w końcu udało się, rzutem na taśmę, dotrzeć na festiwal Kumbha Mela w Allahabadzie. Chociaż na ostatni dzień prawie dwumiesięcznego święta (10 marca) przyjechało tylko (sic!) 7 milionów pielgrzymów, nie było największej atrakcji, czyli uroczystych pochodów naga babas (nagich ascetów) i różnych zakonów mnichów hinduistycznych, a miasto namiotów było już niemal całkiem opuszczone, to miejsce nadal robi niezwykłe wrażenie. Teren festiwalu jest po prostu ogromny, tak że całości nie można objąć wzrokiem. Najświętsze miejsce, gdzie spotykają się wody Jamuny i Gangesu – Sangam – przez cały dzień jest świadkiem rytualnych kąpieli, a nocą zamienia się w ogromne obozowisko, gdzie pielgrzymi z całego kraju śpią, gotują, śpiewają i modlą się, czekając na wschód słońca, kiedy znowu ruszą zanurzyć się w rzece. Co jakiś czas można natknąć się na pojedynczych ascetów-sadhu lub grupki szkolących się w swojej profesji kapłanów – braminów. Palące słońce odbijające się w białych piaskach wybrzeża i majaczące po horyzont słupy elektryczne tworzą nieco surrealistyczną atmosferę. Tłum tysięcy wielobarwnych postaci przepływa we wszystkie strony między sprzedawcami kwiatów, różańców, baloników czy kolorowych proszków. Całość przypomina klimat jarmarku lub odpustu. Aż strach pomyśleć jak tu musiało być w kulminacyjnym momencie festiwalu.

Zaskakuje też bardzo dobra organizacja. Miejsca do kąpieli są ograniczone drewnianą palisadą, a strażnicy na łodziach leją długimi kijami śmiałków, którzy próbują wypłynąć na głębsze wody poza wyznaczony teren. Zejście do wody wzmocnione jest workami z piaskiem zapobiegając obsunięciom ziemi, a kilkanaście metrów nabrzeża wyłożone jest grubą warstwa słomy, dzięki czemu nigdzie nie robi się błoto. Z megafonów rozlegają się co chwilę ogłoszenia organizacyjne i informacje na temat zagubionych osób. Porządku strzegą policjanci na koniach i patrole piesze. Zjeść można w specjalnych stołówkach, aśramach lub ulicznych straganach. Chociaż miejsca w hotelach od dawna były pozajmowane a ceny wzrosły kilkakrotnie na czas festiwalu, nam udało się przenocować w jednym z aśramów za symboliczną opłatę. Poza tragedią na dworcu kolejowym sprzed miesiąca, festiwal przebiegł bez poważniejszych incydentów. Szacuje się, że przez te niespełna dwa miesiące przez miasto przewinęło się ponad 100 milionów osób.







W jednym z komentarzy prasowych ktoś słusznie zauważył, że jeśli Indie były w stanie w kilka miesięcy przygotować tak wielką imprezę i zbudować całe miasto dla dwóch milionów pielgrzymów, wyposażone w bieżącą wodę, elektryczność i drogi to faktycznie powinny być w stanie zbudować podobną infrastrukturę w tysiącach indyjskich miast i miasteczek. Dla indyjskich pielgrzymów Kumbha Mela to ważne wydarzenie religijne, dla zagranicznych obserwatorów – to ciekawe zjawisko kulturowe, a dla władz – trudne wyzwanie organizacyjne. I dla wszystkich to zapewne doświadczenie niezapomniane. Kolejna okazja żeby to doświadczyć za trzy lata w mieście Nasik nad Godavari.







1 komentarz: