niedziela, 30 marca 2014

Paharganj - Brama Indii

Historyczna Brama Indii (India Gate) stoi na nabrzeżu w Mumbaju, druga – równie majestatyczna – domyka reprezentacyjną drogę królewską (Rajpath) naprzeciwko Pałacu Prezydenckiego w Delhi. Jednak faktyczną bramą do Indii jest Paharganj – dzielnica tanich hoteli i restauracji, położona przy głównym dworcu kolejowym – New Delhi Railway Station.



To tutaj kieruje swoje piewsze kroki większość backpackersów lądujących na delhijskim lotnisku, tu trafią w końcu turyści podróżujący po Indiach, w oczekiwaniu na przesiadkę do Varanasi, Rishikeshu czy Amritsaru. To jedno z niewielu miejsc w Delhi i pewnie w ogóle wśród wszystkich stolic świata, gdzie ciągle można wynająć dwuosobowy pokój za 25 zl (500 rupii). Tu można zjeść indyjskie thali lub masalę dosę za 2,5 zł (50 rupii) i zaopatrzyć się  we wszystkie pamiątki, ciuchy czy inne potrzebne sprzęty po najlepszych cenach.



Paharganj, wyjątkowo jak na Indie, nigdy nie zamiera, choć po godzinie 22 nieco przysypia. Jeszcze późną nocą można ciągle zjeść omleta od ulicznego sprzedawcy czy kupić papierosy czy wodę od chłopaka trzymającego straż przy swoim małym straganie. Ci, których żołądki przestały współpracować z indyjskim jedzeniem, znajdą w tutejszych restauracjach banana pancakes, owsiankę, spaghetti, lasagne, w ogóle szeroki wybór potraw izraelskich, meksykańskich czy tajskich – znak, że Paharganj dołączył do globlnej sieci turystyki backpakerskiej (z plecakiem). Wieczorem można wypić piwo w jednej z rastaurcji na dachach hoteli i wymienić się doświadczeniami z Hampi, Ladakhu, albo dalej - z Laosu, Tajlandii (itp.) z innymi odkrywcami Azji.





Liczne biura podróży i punkty informacji turystycznej pomogą kupić bilety na autobus do Manali czy lot do Bangalore. Można tu w końcu nadać paczkę do domu, wymienić przeczytaną książkę, sprawdzić maile, kupić lokalną kartę SIM czy wykonać tani telefon do znajomych. Dzięki takim miejscom jak to, podróżowanie po Indiach staje się nieco łatwiejsze.
Paharganj jest na wskroś indyjski. Wieże minaretów przeplatają się z kopułami świątyń hinduistycznych, a lokalna ludność nie różni się niczym od tej mieszkającej w innych częściach Delhi. Mimo to, dzielnica nie ma najlepszej opinii wśród samych Indusów. Znajomi z klasy średniej nie zaglądają tu jeśli nie muszą. Inni patrzą ze współczuciem, kiedy przyznaję gdzie mieszkam. 

W styczniu w tej okolicy zgwałcono 51 letnią Dunkę. Latem zeszłego roku, w jednym z hotelowych pokoi odnaleziono ciało starszej Brytyjki. Kilka lat temu na zatłoczonym targu wubuchła bomba zabijając kilka osób. Kronika kryminalna miała coś lżejszego w zeszłym tygodniu – obrabowano jeden ze sklepów jubilerskich w centrum. Jak się okazało, włamywacze dostali się do niego podkopem z pobliskiego hotelu Prio Hariko. Przez tydzień mieszkali w pokoju na parterze i kopali tunel, przechodząc pod oddzielajcym je sklepem z pamiątkami i ścieżką.
Jak w całych Indiach, mieszkają tu brud i bieda. Przygotowując się do Igrzysk Wspólnoty Narodów w 2010 r. po głównej ulicy przejechały się buldożery poszerzając ją o kilka metrów i zostawiajac wrażenie że dopiero co skończyła się jakaś wojna. Sterty starych warzyw, papierowe tacki, a nawet plastikowe torby zjadają krowy, jakby tylko im zależało na utrzymaniu czystości. Po deszczu po ulicy płynie czarna breja, obrzydliwie przelewając się przez sandały. Miesza sie zapach aromatycznych kadzideł, smak ostrych przypraw i tępy odór moczu.
Bieda nie jest jednak apatyczna i bierna. Czasem jest natarczywa i przerażająca. Potrafi jak troje obdartych dzieci iść za tobą dzisiątki metrów albo wyciągnąć ku twarzy trędowatą dłoń, nie wiadmo w geście prośby czy groźby. Częściej jednak jest niezłomna i dumna. Jak młodzi chłopcy sprzedający całą noc kilka papierosów i herbatę, riksiarz, który kluczy po uliczkch nocą z nadzieją na szczęściliwy kurs za 50 rupii.  
Obecność turystów i freaków z całego świata ściągnęła tu najróżniejszych naciągaczy i oszustów. Na głównej ulicy, Main Bazaar, kręcą się zawodowi żebracy, handlarze haszyszem, pseudowróżbici, przebierani „święci” mędrcowie. Może dlatego, niektórzy turyści nie lubią Delhi.






Zaledwie kilkaset metrów na południe znajduje się centralny plac Delhi – Connaught Place (znane też w skrócie jako CP), gdzie czynsze najmu powierzchni użytkowej plasują się w pierwszej dwudziestce najdroższych na świecie. Eksluzywne butiki i restauracje, międzynardowe sieciówki jak Starbucks czy Pizza Hut, odmalowane na biało fasady kolonialnych budynków ustawione w trzy równoległe kręgi otaczające centralny park z ciągle zieloną i pięknie przyciętą trawą mają być wizytówką Delhi. Inny świat.






Co ty tu robisz? – zapytał mnie wczoraj młody Hindus przed bankomatem w bocznej uliczce Paharganju – idź lepiej na CP. Tutaj jesteś pomiędzy, w połowie między Nowym a Starym Delhi, czyli nigdzie – doradzał mi z pełną szczerością. Za  małego drinka w jakimś lokalu w CP zapłaciłbym więcej niż za nocleg na Paharganj, za nocleg w hotelu przy CP, na Paharganju mógłbym żyć cały miesiąc.

Zawsze lubiłem Paharganj i myślałem, że to są te prawdziwe Indie. Oczywiście, prawdziwe są obie wersje. I wydaje się że to Paharganj odchodzi do przeszłosci, a przyszłość będzie wyglądać tak jak CP. Póki co, w sensie ekonomiczno-społecznym Indie są właśnie „pomiędzy”. Ale... to jeszcze trochę potrwa. Warto więc jeszcze skorzystać i przejść przez tę bramę Indii. 


środa, 26 marca 2014

Sri Lanka

Podróż przez Sri Lankę można podsumować krótko: pięknie, łatwo i przyjemnie. Pięknie - niezwykłe, bardzo zróżnicowane krajobrazy od wybrzeży do Hill Country przez plantacje herbaty, tropikalne lasy, parki narodowe. Łatwo - dobrze zorganizowany transport, autobusy co 20 min w każdym niemal kierunku. Od oceanu w góry można się przejechać pociągiem w jeden dzień, spektakularne widoki gwarantowane. Jeśli nie ma miejsca w autobusie lub pociągu to nawet stojąc da się wytrzymać, bo odcinki są krótkie. Przyjemnie - ludzie są mili i uprzejmi. Nie bardzo naciągają, raczej szczerze informują np: że tam gdzie chcemy wsiąść do autobusu nie będzie miejsca albo kierowca tuktuka, że hotele polecane w przewodniku są przepełnione i drogie ale on zna dobry. Po treningu indyjskim sprawdzaliśmy na własną rękę prawdziwość tych informacji i wszystko okazywało się być zgodne z tym co nam mówiono:-) A skorzystanie z polecanego nam przez kierowcę rodzinnego hoteliku w Kandy, w późny wieczór przyniosło niespodziankę rano w postaci niesamowitego widoku przez ogromne okno naszego pokoju i domowego, lankijskiego śniadania zrobionego przez gospodynię w ilości przekraczającej nasze możliwości:-) Polecamy podróż na tę wyspę jako pierwszy kontakt z Azją lub też dla rodzin z dziećmi, których sporo tam przyjeżdża.

 
Kandy
przed świątynią


Świątynia gdzie przechowywany jest ząb Buddy

Droga do Adam's peak

nocna wspinaczka pielgrzymów na Adam's peak

Na szczycie w świątyni

Pielgrzymi

Najpiękniejsza trasa pociągiem do Elli

Dostawa bananów do Elli
Safari w Yala National Park

Mirissa

tea time
Targ rybny w Mirissie

Powstawanie słodyczy w fundacji Dilmah w Colombo